Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Wieczysta nagroda (crossover: JS&MN / Forever)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3464
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Nie 0:42, 18 Gru 2022    Temat postu: [M] Wieczysta nagroda (crossover: JS&MN / Forever)

Wieczysta nagroda
Nie będzie chyba nadużyciem stwierdzenie, że właściwie każdy, gdyby skręciwszy za róg, wpadł nagle na swojego znajomego, byłby zaskoczony podobnym zbiegiem okoliczności. Stephen Black stanowił jednak wyjątek od tej zasady, jako że zdumienie ogarniało go raczej wówczas, gdy na ulicy, w którą akurat postanawiał skręcić, nie dostrzegał dżentelmena o włosach jak puch ostu.
Nietrudno więc chyba się domyślić, że powodem zdziwienia Stephena nie było to, że u wylotu z Harley Street, tuż obok Cavendish Square, czekał na niego elf – a raczej to, jak wyglądał. Choć ubranie miał zupełnie suche, z włosów kapały mu miarowo srebrzyste krople wody, które, uderzając o bruk ulicy, wydzwaniały żałobną pieść dla wszystkich, których serca pękły z naiwnej tęsknoty.
– Czy w Utraconej Nadziei pada dziś deszcz, proszę pana? – zagadnął więc współczującym tonem Stephen.
Dżentelmen o włosach jak puch ostu zmarszczył w odpowiedzi krzaczaste brwi, w końcu jednak na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Zamachał niecierpliwie ręką, a resztki wody uleciały ku niebu niczym stado dzikich pszczół.
– Nie bądź niemądry, Stephenie, deszcz w Utraconej Nadziei nie miałby w sobie tyle bezczelności – oznajmił lekceważąco. – To z pewnością ślad po mojej wizycie na dnie morza, gdzie szukałam miejsca, w którym wyrzucono za burtę ciało twojej matki.
Stephen zerknął z niego zdumiony.
– Szukał pan? – powtórzył na poły z niedowierzaniem, na poły z zaniepokojeniem.
– Oczywiście – odparł dżentelmen o włosach jak puch ostu. – W końcu czyż nie obiecałem ci, że odnajdę twoje prawdziwe imię? Szczątki twej matki są zaś do tego wprost niezbędne! Niestety, wygląda na to, że wichry przeszłości, u których zasięgałem informacji, wprowadziły mnie w błąd. Na dnie nie znalazłem bowiem niczego, poza tonącym właśnie chrześcijaninem.
– Och, to doprawdy okropne – westchnął Stephen.
Dżentelmen o włosach jak puch ostu machnął jednak tylko ręką.
– Nic wielkiego się nie stało – zapewnił. – Ukarałem je już przykładnie, więc jestem przekonany, że następne miejsce, które mi wskażą, będzie tym właściwym.
– Miałem na myśli tego tonącego człowieka, proszę pana – uściślił z lekkim wahaniem Stephen, obawiając się nieco, że elf mógłby uznać jego słowa za dowód niewdzięczności.
Dżentelmen o włosach jak puch ostu rzucił mu jednak tylko zdumione spojrzenie, a potem kiwnął głową z łaskawą aprobatą.
– Twoje miłosierdzie przynosi ci chlubę, Stephenie – oznajmił uroczyście. – Jest jednak zupełnie zbędne. Człowiek ten nie miał powodu martwić się utonięciem, skoro i tak w prędzej zabiłaby go rana w piersi.
– Czy to pan ją spowodował? – spytał Stephen, starając się nie brzmieć zanadto podejrzliwie.
– Ależ skąd! – wykrzyknął dżentelmen o włosach jak puch ostu. – Rzeczywiście w pierwszej chwili miałam ochotę dopomóc mu w opuszczeniu tego świata, tak mnie rozgniewał, gdy nie okazał się tym, kogo szukałem. Wtedy jednak ryby i morskie potwory opowiedziały mi jego historię i zrozumiałem, że nie zasłużył na podobną karę.
Pełna wyczekiwania pauza zasugerowała Stephenowi, że powinien okazać uprzejme zainteresowanie, choć prawdę mówiąc, nie był przekonany, czy miał ochotę znać dalszy ciąg tej opowieści.
– Co to była za historia, proszę pana? – zapytał grzecznie.
– Człowiek ten był… – Dżentelmen o włosach jak puch ostu zawahał się i pstryknął z irytacją smukłymi palcami, jakby nie mogąc sobie czegoś przypomnieć. – Jakże nazywają się ci szarlatani, którzy zmuszeni są dziwnymi wywarami leczyć chrześcijańskie choroby tylko dlatego, że wasi magowie są zbyt głupi, by uzdrowić kogokolwiek najprostszym zaklęciem?
– Lekarze? – Stephen bez przekonania zaryzykował odpowiedź.
Elf klasnął z zadowoleniem w dłonie.
– Oczywiście! Jakiś ty mądry, Stephenie – potaknął entuzjastycznie. – Człowiek ten był lekarzem na okręcie zmierzającym, cóż, z jednego chrześcijańskiego kraju do drugiego, jak mniemam. Na okręcie tym płynęli twoi bracia, Stephenie.
– Moi bracia? – powtórzył Stephen ze zdziwieniem.
Dżentelmen o włosach jak puch ostu skinął zdecydowanie głową.
– Zgadza się. Tak samo jak ty zniewoleni przez niegodziwych wrogów, chcących się ich wzbogacić na ich krzywdzie i upokarzającej pracy – oznajmił.
– Och – rzucił Stephen spokojniejszym już tonem, zrozumiawszy, że elf nie ma na myśli ani ludzi, w których żyłach płynęłaby ta sama krew co w jego, ani nawet tych, którzy byli mu szczególnie bliscy, lecz takich, z którymi nie łączyło go nic poza wyglądem. – Teraz pojmuję. Co wydarzyło się dalej, proszę pana?
Dżentelmen o włosach jak puch ostu westchnął przeciągle w sposób, który ktoś znający go słabiej niż Stephen mógłby skojarzyć ze współczuciem.
– Gdy znaleźli się na pełnym morzu, niegodziwy kapitan okrętu zapragnął podnieść rękę na jednego z twoich braci – wyjaśnił. – Lekarz, którego znalazłem w odmętach, stanął jednak w jego obronie. Nie tylko zdołał go ocalić, ale i przekazać mu klucz, przy pomocy którego twoi bracia zrzucili kajdany i pokonali swoich oprawców. Nim tak się jednak stało, podły i mściwy kapitan postrzelił lekarza i kazał go wyrzucić za burtę.
– To okropne – rzucił współczująco Stephen, zastanawiając się, czemu złośliwy los nie pozwolił dzielnemu lekarzowi umrzeć przynajmniej w spokoju, a zamiast tego zakłócił jego ostatnie chwile spotkaniem z elfem.
Dżentelmen o włosach jak puch ostu pokiwał skwapliwie głową.
– Byłem tego samego zdania! – wykrzyknął, wyraźnie z siebie zadowolony. – Dlatego właśnie wymusiłem na słonych wodach i perłach skrytych wśród piasków obietnicę, by nie pozwoliły mu umrzeć. Byłem jednak przy tym tak przebiegły, że nie wspomniałem, jaki czas mam na myśli. W ten sposób będą musiały czuwać nad nim już zawsze i ilekroć znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, przywracać go do życia, aż do końca chrześcijańskiego świata. Czyż to nie wielkoduszne z mojej strony, Stephenie?
– Oczywiście, proszę pana – potaknął zdawkowo Stephen. – Był pan bardzo sprytny.
W gruncie rzeczy wizja podobnej nagrody przyprawiała go raczej o dreszcze przerażenia niż cokolwiek innego. Życie przez całą wieczność ze świadomością, że każdy i wszystko na tym świecie przeminie, wydawało mu się wyjątkowo mało zachęcającą perspektywą.
Myśl tę pozostawił jednak dla siebie. Był przecież tylko prostym kamerdynerem, skąd więc było mu wiedzieć, co na podobne tematy mogli sądzić uczeni doktorzy?




T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin