Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Rodzina w komplecie (fandom: Bridgertonowie)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3464
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Nie 20:57, 03 Kwi 2022    Temat postu: [M] Rodzina w komplecie (fandom: Bridgertonowie)

Przyjmijmy, że ktoś włamał mi się na konto i wstawia ficzki do obciachowych fandomów, żeby mnie skompromitować, dobrze? XD

Rodzina w komplecie
Nie mija dużo czasu, nim wszystkie miejsca w salonie zostają zajęte, ale Frannie nie jest na tyle naiwna, by choćby przez chwilę sądzić, że ma to coś wspólnego z jej powrotem. Ot, działa stara jak świat zasada, że pojawienie się w pokoju jednego Bridgertona pociąga za sobą pojawienie się tam całej reszty rodzeństwa – nikt przecież nie chciałby przegapić jakiejś ciekawej nowiny, prawda? A niestety te związane z nią rzadko bywają uznane za choćby odrobinę interesujące.
Matka ma przynajmniej tyle przyzwoitości, by zapytać, jak minęły jej ostatnie tygodnie – co nie gwarantuje jeszcze, że będzie uważnie słuchać odpowiedzi.
– Bardzo dobrze, mamusiu, dziękuję – odpowiada uprzejmie Frannie, bo jest przecież dobrze wychowaną panienką, a zresztą nie zamierza zaprzepaścić swojej być może jedynej szansy na skupienie na sobie uwagi zebranego towarzystwa. – Wiele się nauczyłam. Cioteczka twierdzi, że drugiej takiej zdolnej pianistki być może nie ma w całym Bath – dodaje, starannie maskując dumę w głosie.
– W sumie nie wiadomo, ilu ich tam razem jest, prawda? – pyta niewinnym tonem Colin i przybiera minę, z której trudno wywnioskować, czy aby na pewno jest świadomy swojej złośliwości.
– Cóż, wydaje mi się… – próbuje zripostować Frannie, ale nikt chyba nie jest zainteresowany jej odpowiedzią, nie w momencie, kiedy Daphne też ma coś do powiedzenia.
– Och, z pewnością nie tak mało. Bath to bardzo kulturalne miasto, tak przynajmniej twierdzi książę. Niestety póki co nie możemy się tam wybrać, bo jakiś czas temu książę posprzeczał się z pewnym niezbyt szanowanym dżentelmenem, który tam zamieszkuje, do tego stopnia, że ponowne odwiedziny mogłyby grozić pojedynkiem. A tego przecież nie chcemy – wzdycha z przyganą Daphne, a po jej ustach błąka się ten charakterystyczny uśmieszek, po który sięga każda dama, która udaje, że wcale nie jest rozczulona młodzieńczymi wybrykami swojego małżonka.
– Właściwie to wydaje mi się… – Frannie ma nadzieję, że uwaga o tym, jak Bath jest zbyt dużym miastem, by mieć pewność, że się na niepożądanego znajomego tak po prostu wpadnie, pozwoli jej zgrabnie wrócić do tematu własnej podróży.
Nie ma jednak okazji sprawdzić, czy jej plan zadziała, bo znów nie udaje jej się nawet skończyć jednego zdania.
– Jakim pojedynkiem? – rzuca Anthony, wpadając znienacka do salonu. – Błagam, nie mówcie mi, że nie można zostawić was nawet na chwilę samych, żebyście nie…
– Nie przypominam sobie, żebyśmy mieli skłonność do pojedynków. Zwłaszcza pod twoją nieobecność – oznajmia Benedict, nie podnosząc nawet wzroku znad swojego szkicownika, a Frannie dałaby głowę, że w jego głosie wybrzmiewa nuta sugerująca, że obaj bracia wiedzą o czymś, o czym nie powinno się rozmawiać w obecności reszty rodziny. – Zresztą mowa była nie o nas, a o księciu – dodaje, przedrzeźniając emfazę, którą Daphne wkłada zawsze w to słowo.
Anthony sapie z niezadowoleniem.
– To niewiele lepiej. Byłbym nad wyraz wdzięczny, gdyby chociaż raz wziął pod uwagę, że jego poczynania wpływają teraz też na naszą rodziną i że możne na ten przykład zrujnować m– urywa w porę, a na jego twarzy pojawia się wyraz zakłopotania. – Na ten przykład zrujnować małżeńskie perspektywy Eloise!
– Jeśli o mnie chodzi, to śmiało, będę mu bardzo wdzięczna – rzuca naburmuszonym tonem Eloise i z powrotem chowa nos w książce. – Małżeńskie perspektywy wydają mi się zdecydowanie zbyt mało malownicze.
– Eloise! – ofukuje ją matka. – Przestań w końcu opowiadać takie nonsensy, bo nigdy…
– To bardzo nieaktualny pojedynek – wtrąca pospiesznie Daphne, chyba wyczuwając nadciągającą sprzeczkę. – Nie musisz się martwić, bracie.
– I całe szczęście – mruczy Anthony i rozgląda się za pustą filiżanką.
Nie wie zapewne, że herbata dawno się skończyła.
– W każdym razie uważam… – Frannie usiłuje po raz kolejny podjąć przerwaną opowieść, przerwana myśl Eloise okazuje się jednak dużo ważniejsza, mimo że wygłoszona znacznie później.
– Bo nigdy co? – pyta wyzywająco starsza siostra. – Nigdy mi się nikt nie oświadczy? Co twoim zdaniem, mamo, mogę mieć na myśli, czyniąc moją uwagę, jeśli nie właśnie to?
– Czyniąc swoją uwagę… Możesz mieć na myśli to… Żeby przykuć uwagę! – oznajmia radośnie Gregory, starannie układając szyk zdania.
– Aleś ty głupi – prycha Hyacinth, a Gregory w odpowiedzi zwinnym ruchem wyszarpuje jej wstążkę z włosów.
– Sama jesteś głupia! – woła, uciekając ze swoją cenną zdobyczą.
– Gregory! Hyacinth! – strofuje ich z oburzeniem matka. – Uspokójcie się w tej chwili! Nie życzę sobie, żebyście tak się do kogokolwiek zwracali, czy to jasne?
Nie uzyskuje jednak odpowiedzi, bo dzieci wciąż zajęte są gonitwą po pokoju. Benedictowi ramiona aż się trzęsą od tłumionego śmiechu.
– Właściwie to spotkała mnie w Bath jedna nadzwyczaj interesująca przygoda – informuje pod wpływem impulsu Frannie, bo chociaż obiecywała sobie, że nie zdradzi tej tajemnicy nigdy nikomu, a już na pewno nie rodzinie, to teraz nade wszystko inne chce udowodnić, że może powiedzieć właściwie cokolwiek. – Pewien kapitan kawalerii przebywający tam na rekonwalescencji postanowił się do mnie zalecać. Cioteczka była oczywiście oburzona, więc nie widząc innego wyjścia, zaproponował mi, byśmy razem uciekli. Rozważałam to przez chwilę, ale w końcu się nie zdecydowałam.
Hipoteza zostaje udowodniona w praktyce – jej słowa przechodzą bez najmniejszego nawet echa.
– To miło, skarbie – rzuca nieuważnie matka, wciąż całkowicie pochłonięta rozdzielaniem najmłodszego rodzeństwa, pozostali zaś zdają się nawet nie dostrzegać faktu, że Frannie w ogóle się odezwała.
Tylko Anthony przez moment patrzy na nią jakoś dziwnie, w końcu jednak potrząsa lekko głową, jakby uznając, że musiał się przesłyszeć.
– Wybaczcie, ale muszę was już opuścić – oznajmia swoim niezmiennie uroczystym tonem. – Mam dziś wyjątkowo mało czasu i…
– Ciekaw jestem, czym będziesz tak zajęty – stwierdza Benedict, udając powagę. – Opowiadaniem, jaka odpowiedzialność na tobie spoczywa, czy może dla odmiany narzekaniem na swoich niewydarzonych braci?
– Bardzo zabawne, doprawdy – irytuje się Anthony. – Jeśli już musisz wiedzieć, to wybieram się na przechadzkę z panną Pelham i, nie będę ukrywał, wiążę z tym faktem pewne nadzieje. – Odchrząkuje speszony, widząc chyba kpinę w oczach wszystkich obecnych. – Tak, w każdym razie, na mnie już czas. Matko. – Skłania się lekko i czym prędzej wymaszerowuje z pokoju.
Ledwie drzwi zamykają się za jego plecami, Benedict zrywa się z sofy z szelmowskim uśmiechem.
– Nie wiem, jak wy, ale ja sądzę, że powinniśmy być w pobliżu, by ujrzeć, jak te nadzieje ulegają spektakularnemu rozwianiu. Kto ostatni przy powozie, wita gości na najbliższym balu? – proponuje i, nie czekając na odpowiedź, rzuca się do wyjścia, a pięcioro rodzeństwa, z księżną na czele, pędzi w ślad za nim.
Matka uśmiecha się nerwowo, pewnie zastanawiając się, czy może ich w jakikolwiek sposób powstrzymać. Odpowiedź, której sama sobie udziela, brzmi najwyraźniej nie, bo po chwili wstaje z fotela i oznajmia:
– Cóż, skoro wszyscy się już rozeszli, to chyba pójdę porozmawiać z panią Wilson. Zdaje się, że potrzebuje mojej decyzji w sprawie nowych pokojówek.
Drzwi stukają po raz kolejny i Frannie zostaje w salonie sama.
Zastanawia się, czy gdyby uciekła z kapitanem, ktokolwiek w ogóle by to zauważył.




T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1913
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Nie 23:01, 03 Kwi 2022    Temat postu:

Na temat serialu wiem tylko tyle, ile mi opowiedziałaś, ale w sumie wystarcza mi to do zrozumienia tej scenki, która bardzo mi się zresztą podoba. Z jednej strony mamy taki realistyczny chaos, który jest chyba nieodłączny przy tej liczbie rodzeństwa, ale jednocześnie każda z postaci jest inna i czuć te różnice w osobowości i wieku w ich wypowiedziach. A do tego jeszcze ładnie pokazujesz sytuację tej Frannie, która jest chyba taką szarą myszką, niezauważaną przez innych i mocno przyćmioną przez bardziej rozhukane rodzeństwo, ale jednocześnie wydaje się naprawdę sympatyczną i rozsądną osobą - świadomą swojej sytuacji, ale dość mądrą, by nie próbować jej zmienić nieprzemyślaną decyzją, która mogłaby zmienić sposób postrzegania jej przez rodzinę, ale na dłuższa metę dużo ją kosztować. Sympatyczna scenka Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Opowiadania wszelkiej maści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin