Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Za milijony kochać i cierpieć katusze

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3464
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Wto 0:32, 13 Paź 2020    Temat postu: [M] Za milijony kochać i cierpieć katusze

Nie wiem jak wy, ale ja prędzej spodziewałam się hiszpańskiej inkwizycji.
Niepoważnie, jak zawsze.


Za milijony kochać i cierpieć katusze
– Psst, śpisz, Faramirze?
– Usiłowałem. Chociaż właściwie sam jestem tym zdziwiony, że nie budzę się jeszcze w środku każdej nocy z racji samej siły przyzwyczajenia.
– To byłaby wygodna opcja, rzeczywiście. Zaoszczędziłaby nam wiele czasu. Zwłaszcza gdy sytuacja jest tak nagląca jak dziś.
– Aż boję się zapytać, jaka sytuacja?
– Mam przedstawić wersję skróconą, w imię pośpiechu?
– Masz przedstawić wersję skróconą, w imię mojego zdrowia umysłowego.
– To wszystko przez Maladorna.
– Zawsze sądziłem, że skracanie czegokolwiek obejmuje pomijanie rzeczy oczywistych.
– Nie jeśli są kluczowe.
– Kluczowe dlaczego?
– Dla sytuacji oczywiście.
– Nie miałem na myśli… Nieważne zresztą. Zamierzasz jakoś rozwinąć swoją wypowiedź czy może dasz mi w końcu łaskawie się wyspać?
– Oczywiście, że rozwinę. Co ty dzisiaj taki niecierpliwy jesteś, braciszku?
– Nie jestem niecierpliwy, tylko niewyspany. Zresztą sam mówiłeś, że to sprawa niecierpiąca zwłoki.
– Bo tak jest. Rano może być już za późno na przeciwdziałanie.
– Przeciwdziałanie czemu?
– Mojemu ożenkowi.
– Co takiego?!
– To, co słyszysz, braciszku. Obawiam się, że szykowany jest zamach na moją wolność i niezależność.
– Niech zgadnę – naobiecywałeś czegoś Marieli i teraz nie potrafisz się wycofać?
– To by było pół biedy, zawsze można by było liczyć na interwencję ojca. Nie, Mariela nie ma z ty nic wspólnego. Oprócz tego, że będzie cierpieć męki niewysłowione, podczas gdy ja…
– Boromirze, błagam. Do rzeczy.
– Pamiętasz kuzynkę Maladorna?
– Tę brzydką i nieletnią?
– Nie, całkiem nie o niej mówię. Chociaż ta też jest brzydka, jak każdy, kto ma cokolwiek wspólnego z Maladornem.
– W takim razie nie kojarzę. I co z nią?
– Postanowiła wżenić się w namiestniczą rodzinę.
– A wiesz to, ponieważ…?
– Maladorn mi powiedział.
– Rozumiem. Cóż, w takim razie gratuluję jej ambitnych marzeń. A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko…
– Nie tak prędko! To nie są po prostu marzenia, nie rozumiesz?
– Właśnie nie bardzo. Skąd ten pomysł?
– Powiem ci, ale za chwilę. I nie tutaj. To zbyt straszna perspektywa, by omawiać ją tak po prostu…
– Czemu od początku się spodziewałem, do czego to wszystko zmierza?
– Bo jesteś przenikliwy niemal jak ojciec. A teraz chodźże i zrób z tej przenikliwości użytek.
***
– Czasami naprawdę marzy mi się, że pewnego dnia, czy raczej pewnej nocy, przyznasz po prostu, że potrzebujesz towarzystwa w kradnięciu wina z kuchni i nie będziesz się bawił w te wszystkie idiotyczne wstępy.
– Twoje insynuacje ranią moje serce. A właściwie raniłyby, gdyby nie było ono już wcześniej śmiertelnie dźgnięte przerażającą wizją przyszłości.
– Albo coraz szybciej się ostatnimi czasy upijasz, albo do jednej butelki już wcześniej dobrałeś się bez towarzystwa.
– Też byś tak postąpił, gdyby to twoja wolność miała być sprzedana w zamian za podreperowanie budżetu.
– Jakiego znowu budżetu?
– Państwowego, a mamy inny?
– Nie, ale nie sądzę, by ten potrzebował jakiejkolwiek reperacji. Nie wspominając już o tym, że zupełnie nie widzę związku z…
– Ciemno jest, to i nie widzisz. Rusz głową, Faramirze, przecież to oczywiste! Kuzynka Maladorna, równie brzydka i krwiożercza jak on, jest niestety od niego o wiele bogatsza. A już on śpi na złocie, i to całkowicie dosłownie, jeśli o tym mowa. Trzyma sakiewkę pod poduszką.
– Skąd wiesz?
– Zauważyłem przypadkiem, jak go szukałem.
– Po co?
– Żeby zagrozić, że rozsmaruję jego krew na bruku, oczywiście. Knucie przeciwko mojemu stanowi cywilnemu nie może pozostać bezkarne, prawda?
– Żałuję, że zapytałem. To co z tą kuzynką?
– Przecież już ci powiedziałem! Zamierza wykorzystać swoje złoto i znajomości kuzyna, by przekonać, że jest idealną kandydatką na moją żonę. Ona spełni marzenie, Maladorn się zemści, choć doprawdy, nie wiem za co, ojciec załata budżet, a ja będę po kres życia musiał w imię stabilności państwa udawać miłość i wić się w bólach i cierpieniach, zadawanych przez…
– Czy ty w ogóle słyszysz, jakie absurdy wygadujesz? Pomijając już nawet fakt, że – powtarzam po raz kolejny – budżet nie wymaga łatania, a ojciec nie włada jakimś górskim miasteczkiem, żeby się wdawać w takie układy, tylko Gondorem.
– Górskie miasteczko czy całe państwo – żadna różnica! Wszystko jest tylko kwestią kwoty.
– O jakiej kwocie zatem mówimy?
– Nie wiem, ale na pewno dużej. O milijonach złotych monet!
– Zaczynasz używać archaizmów, wiesz o tym?
– To skutek uboczny mojego cierpienia.
– Albo skutek uboczny wina.
– Masz na myśli – za małej jego ilości?
***
– …I zapewniam cię, braciszku, to jedyne rozsądne rozwiązanie!
– Nawet gdyby było co rozwiązywać, to z rozsądkiem nie miałoby ono wiele wspólnego…
– Młody jesteś, to się nie znasz. Rozsądne, rzekłem.
– Znakomicie. Zatem, skoro i tak się nie znam, może mogę już iść spać?
– Mowy nie ma! Ja nakreśliłem ogólną koncepcję, teraz potrzebuję szczegółów. Dalej, ty jesteś lepszy w te ekonomiczne nudziarstwa. Skąd możemy wziąć worek złota, żeby udowodnić ojcu, że nie potrzebuję żony do reperowania budżetu?
– Proponuję ze skarbca pałacowego. Złota tam nie brakuje.
– Bardzo śmieszne. Pytałem poważnie!
– A ja poważnie odpowiedziałem. Znasz kogoś innego, kto ma worek złota na zbyciu?
– Nie wiem. Może te żujpaszcze, które żyją w piwniczce.
– Tak, po sąsiedzku z trollem. Błagam, nie zaczynajmy znowu tego tematu… Zresztą o ile kojarzę, to żujpaszcze trzymają w worku kości, nie złoto?
– Złoto też.
– Nie wydaje mi się. Złoto to raczej…
– Jak mówię, to wiem, tak?
– Niepodważalny argument, doprawdy.
– Też tak uważam. To jak, skąd weźmiemy te pieniądze?
– Pożycz od Maladorna. Skoro śpi na złocie…
– Pożyczyć to on mi nie pożyczy, bo popsułoby to krwiożerczy plan jego krwiożerczej kuzynki, ale…
– Zawsze mnie niepokoi, kiedy tak urywasz wpół zdania.
– Nie ciebie powinno to niepokoić.
***
– Nie rozumiem, o co się dąsasz. Wydaje mi się, że jak na tak idiotyczną eskapadę, wyniosłeś z niej całkiem sporo.
– Sporo! Parę złotych monet, które i tak będę musiał oddać, bo na co mi teraz one?
– I trochę krwi do rozsmarowania na bruku, owszem. Nie, miałem na myśli raczej spokój ducha. Co prawda nie wierzę, żebyś nawet po trzech butelkach wina choćby przez moment naprawdę sądził, że twoja opowieść ma cień sensu – ale teraz możesz już pozbyć się nawet drobnych wątpliwości.
– Żartujesz? Maladorn mnie tak łatwo nie nabierze. To, że twierdzi, że jego kuzynka wychodzi za mąż, nie znaczy jeszcze, że przestali spiskować przeciwko mnie.
– I jak to konkretnie widzisz? Że zamierza wyjść za mąż, zamordować małżonka, skoro jest taka krwiożercza, wzbogacić się na tym i później z jeszcze większym zasobem finansowym wrócić do ciebie?
– Na to nie wpadłem, ale to ma sens. Widzisz? Zawsze mówiłem, że lepiej ode mnie nadążasz za ludzką podłością.
– Nie jestem pewien, czy to był komplement. I wiesz co, nie chcę wiedzieć. Czy mogę jeszcze cofnąć tamtą teorię i będziemy udawać, że nigdy niczego nie powiedziałem?
– Nie.
– Oszaleję.
– Odradzam, medycy to spory wydatek, a teraz w budżecie liczy się każda moneta. Już, już, nie denerwuj się. Posłuchaj lepiej, co ma ci do powiedzenia mądry starszy brat. Słuchasz? Czasami nieważne jest, czy się w coś wierzy, czy nie – bo jeśli przećwiczysz każdy absurd, to później prawdziwy kryzys nie będzie w stanie cię zaskoczyć.
– Najgłupsza wymówka, jaką w życiu słyszałem.
– Widać za mało jeszcze słyszałeś. A teraz idę, bo faktycznie zaśniesz mi tu na stojąco, nim nastąpi ten kryzys, prawdziwy lub nie. Dobranoc, braciszku. I niech ci się worek złota przyśni. Taki pękaty, na czarną godzinę.




T.L.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1913
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Śro 18:53, 14 Paź 2020    Temat postu:

Aww, aww, marzyłam o kolejnej części, ale się jej nie spodziewałam! Jak cudownie jest znów usłyszeć (tzn. przeczytać XD) "To wszystko przez Maladorna" i te wszystkie inne dobrze znajome teksty i sytuacje (i żujpaszcze! ♥). W ogóle jestem pełna podziwu, że mimo upływu czasu to jest nadal tak samo cudowne, stuprocentowo w klimacie, nadal niesamowicie zabawne, a jednocześnie nie powiela starych części, tylko znów jest oryginalne, a przy tym oczywiście zawiera masę cudnych odniesień do nich. I jeszcze cudnie dobrany tytuł, którego znaczenie do mnie dotarło dopiero, kiedy w tekście padły owe "milijony". Kocham, kocham i pragnę więcej! XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin