Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Okiem Saurona

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tina Latawiec
Strażniczka Białego Drzewa


Dołączył: 07 Lis 2008
Posty: 3464
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Ithilien

PostWysłany: Pon 18:01, 29 Mar 2010    Temat postu: [M] Okiem Saurona

Opowiadanie konkursowe.
Nie lubię tego tekstu. Ale tak bardzo mam ochotę coś wkleić, że rzucam wam go na pożarcie.
Dedykowany Arianie, Ireth i Lai - moim przeciwniczkom konkursowym. Dziękuję, dziewczyny.


Okiem Saurona

Powietrze było przesycone napięciem. Wyraźnie można było wyczuć niepokój, ale też zainteresowanie zebranych. Na ustawionych w krąg krzesłach tłoczyli się przedstawiciele większości ras i narodów Śródziemia. Obok siebie siedzieli elfowie i krasnoludy, ludzie i niziołki. A wszyscy oni zgromadzili się tam z jednego, istotnego dla nich powodu. Mojego powodu.

Elrond, który jako władca Rivendell najwyraźniej poczuwał się do rozpoczęcia narady, powstał ze swojego fotela. Milczał przez moment, przyglądając się czujnie wszystkim zebranym.

- Nieznajomi z daleka! Starzy przyjaciele! – odezwał się w końcu. – Wezwano was tu, abyście przeciwstawili się groźbie Mordoru. Śródziemiu grozi zagłada, nikogo nie ominie. Możecie się zjednoczyć lub ulec. Nad wszystkimi rasami wisi jedno fatum. Przynieś Pierścień, Frodo – poprosił, zakończywszy niezbyt składną przemowę. Gestem wskazał kamienny stolik umieszczony po środku sali. O tak… To było odpowiednie miejsce. Centralne, godne szacunku.

Niemal natychmiast poczułem na sobie spojrzenia wszystkich zebranych. Wyczuwałem też ich emocje – lęk, szacunek… Słusznie. Tak właśnie powinni się zachowywać. Jednak od kilku osób emanowało jedynie skupienie, chłodne opanowanie. I niechęć… Zepchnąłem tę obserwację na margines myśli.

- A więc to prawda – rozległ się głos. Zlokalizowałem jego źródło – dość młodego człowieka, z którego twarzy można było wyczytać upór i dumę. A także fascynację, olbrzymią fascynację. Od razu do mnie dotarło, że właśnie kogoś takiego potrzebowałem. Natrafienie na niego było wyjątkowo szczęśliwym zrządzeniem losu. Otwierało naprawdę wiele możliwości. Klasnąłbym pewnie z aprobatą w dłonie, ale forma Pierścienia nie sprzyjała tego typu gestom.

- Przeznaczenie ludzi. To dar – powiedział cicho mężczyzna, kręcąc głową. Zrobił krótką pauzę, po czym ciągnął dalej, wstając z krzesła:

- Dar dla wrogów Mordoru. Wykorzystajmy go! – zaproponował, niemal zażądał zdecydowanym głosem. Spacerował wewnątrz okręgu, przechodząc od jednego z uczestników narady do drugiego. Urodzony polityk po prostu.

- Mój ojciec, Namiestnik Gondoru, długo trzymał siły Mordoru w szachu. Krew naszych braci długo zapewniała bezpieczeństwo waszym ziemiom. Dajcie nam broń wroga – użyjemy jej przeciwko niemu! – kontynuował swoją przemowę. Wspaniały pomysł! Przynajmniej pierwsza jego część, bo druga nie miała szans powodzenia.

Wiedziałem niestety, że tak łatwo być nie może. Nigdy nie zgodziliby się na ten plan, zdawali sobie sprawę z jego nierealności. Lecz to był już krok we właściwym kierunku, prawda?

- Nie posłucha żadnego z nas! – odezwał się przewidziany głos protestu. - Pierścień zna tylko jednego pana – Saurona.

Słuszna uwaga. Kto był jej autorem? Chyba spokojny, ciemnowłosy mężczyzna, na którym spoczął wzrok twórcy jakże korzystnej dla mnie propozycji. Spojrzenie było wrogie, chyba trochę pogardliwe. Nie zostało jednak odwzajemnione.

- Co strażnik może o tym wiedzieć?

- To nie byle strażnik! – zaprotestował jeden z elfów, zrywając się na równe nogi. – To Aragorn, syn Arathorna. Jesteś mu winien posłuszeństwo! – wykrzyknął ze wzburzeniem. Muszę przyznać, że trochę zbił mnie z tropu tym stwierdzeniem. Mężczyzna, do którego było adresowane, również wyglądał na zdziwionego.

- Aragorn? Następca Isildura? – upewnił się. W jego oczach pojawiło się coś nowego. Zaintrygowanie? Zaniepokojenie? Może odrobina szacunku, pomieszana z wyraźnym zdystansowaniem… W każdym razie jego złość wyraźnie opadła. Niedobrze.

- Następca tronu Gondoru – zaznaczył zdecydowanym tonem elf. On nadal wyglądał na zdenerwowanego.

- Usiądź, Legolasie – wymruczał po elficku Aragorn, unosząc uspokajająco dłoń. Elf usłuchał, choć oczy nadal mu płonęły. Jego oponent również ruszył w stronę swojego krzesła.

- Gondor nie ma króla. Nie potrzebujemy go – oświadczył oziębłym tonem. Czułem, że w jego sercu znowu rozgorzał ogień. Cudownie. Nienawiść daje pozornie siłę, ale też osłabia. Ludzie stają się mniej odporni na różne wpływy. Na przykład na moje.

- Aragorn ma rację. Nie możemy go użyć – przerwał drżącą od emocji ciszę ten, który kazał nazywać się Gandalfem. Prawie wszyscy zebrani wyglądali, jakby mieli ochotę pokiwać z zakłopotaniem głowami. Nie odezwali się jednak. Jedynie Elrond powstał z miejsca, by odezwać się ponownie.

- Jest tylko jedno wyjście. Pierścień trzeba zniszczyć – oświadczył. Spojrzenia wszystkich przybyłych znowu skierowały się na mnie. Dominowały w nich lęk i niepewność. Tak… Patrzcie i bójcie się. Macie czego!

To znaczy… Co on powiedział?!

Moje myśli wyjątkowo późno zareagowały na dostarczoną informację. Oczywiście spodziewałem się, że to w końcu padnie. Ba! Przecież taka była właśnie jedna z możliwości branych przeze mnie pod uwagę. Wyrusza samotny bohater do Mordoru, a później przepada w niewyjaśnionych okolicznościach. Może w garnku orków, choć to akurat nieistotne. Najważniejsze, że miałbym zapewnioną łatwą i bezpieczną podróż.

A jednak stwierdzenie władcy Rivendell zabrzmiało nieprzyjemnie. Trzeba było od razu tak zdecydowanie, tak bezwzględnie? Zniszczyć. Cóż za okropne słowo! Przynajmniej wtedy, gdy odnosi się do mnie.

- Więc na co czekamy? – zapytał nagle jeden z krasnoludów, wstając. Złapał za topór i szybkim krokiem ruszył w moją stronę. Próba sił, co? Dobrze, jak sobie życzy. Ja mogę zademonstrować cząstkę swej potęgi. Co on może pokazać w zamian? Nic.

Zamachnął się. Odłamki ostrza posypały się z brzdękiem, tworząc na stoliku i podłodze fantazyjną kompozycję. Właściciel topora przeleciał w powietrzu spory kawałek i upadł na podłogę. Wywołało to chyba lekkie poruszenie wśród zebranych. Świetnie. Niech widzą, z kim zadzierają.

Pomyślałem, że warto przy okazji wysłać porozumiewawczy sygnał do mojego powiernika. Nie, porozumiewawczy to złe słowo. Chyba bardziej ostrzegawczy. Coś jak „Tu jestem”. Nie zwlekałem długo z wprowadzeniem tego pomysłu w życie. Niziołek wyraźnie to odczuł. Złapał się aż za czoło z cichym jękiem.

Zastanawiałem się zawsze, jak on to odbiera. Widzi na pewno Oko. Ale co słyszy? Podejrzewam, że brzmi to podobnie do „Ghhhaaa!”. Nie byłby to w pełni zadowalający mnie dźwięk, ale niestety nie miałem na to większego wpływu.

- Gimli, synu Gloina, zniszczenie Pierścienia przerasta nasze możliwości – rzekł Elrond. W tej kwestii zgadzałem się z nim zupełnie. Śmiały krasnolud gramolił się tymczasem z ziemi.

- Ukuto go w ogniu Góry Przeznaczenia i tylko tam będzie unicestwiony. Trzeba zanieść go do Mordoru i cisnąć w płomienie, z których powstał. Jeden z was musi się tego podjąć – dodał pan Rivendell. Spotkało się to z ostrym protestem syna Namiestnika Gondoru. Nie był już rozzłoszczony. Wyglądał raczej na skonsternowanego. Albo tak, jakby czuł politowanie dla wszystkich wokoło.

- Nie można tak po prostu wejść do Mordoru. Jego czarnych bram nie strzegą tylko orkowie. Czai się tam zło, które nie śpi, a Wielkie Oko trwa na straży. To jałowe pustkowie pełne ognia, popiołu i pyłu. Powietrze to zatrute opary. I dziesięciotysięczna armia nic nie wskóra. To szaleństwo – powiedział, kręcąc głową. Ach! Jaki piękny opis! Może wyrażałem zbyt wielki zachwyt dla słów jakiegoś nic nieznaczącego człowieka, ale naprawdę to były celne uwagi. Poza tym tak przyjemnie jest słuchać, o tym wszystkim, co do mnie należy…

- Nie słyszałeś Elronda? Trzeba zniszczyć Pierścień! – rozległ się oburzony okrzyk. To znowu tamten elf, Legolas, poderwał się z krzesła.

- Czujesz się do tego powołany? – zapytał zaczepnie Gimli, który najwyraźniej już całkiem doszedł do siebie.

- A jeśli się nie uda? Sauron odzyska Pierścień! – Gondorczyk z uporem drążył temat. Poinformowałbym go może o tym, że słowo „jeśli” powinno zostać zastąpione przez „na pewno”, ale po pierwsze nie miałem jak, a po drugie nie należy wytrącać sobie z ręki tak użytecznego do wypełnienia swoich planów narzędzia. Z metaforycznej ręki oczywiście.

- Wolę zginąć niż oddać Pierścień elfowi! – zawołał Gimli, wstając. – Nie można ufać elfom!

Miał całkowitą rację. Ja również im nie ufałem.

I wtedy właśnie wybuchło straszliwe zamieszanie. Prawie wszyscy uczestnicy narady zerwali się ze swoich miejsc, zaczęli krzyczeć na siebie nawzajem. Niektórzy prawie skakali sobie do gardeł. A o co cała ta awantura? O mnie. Miałem ochotę zamruczeć z zadowolenia, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się od realizacji tej durnej zachcianki.

Uwielbiam kłótnie. Naprawdę. Jest w nich coś fascynującego, pociągającego. Jakiś dynamizm… I dużo nienawiści. Ładnie to brzmi, prawda? Ale nie do końca o to chodzi. Po prostu zamieszanie wokół mnie zazwyczaj przynosi ze sobą wiele korzyści.

Gandalf, który dotąd przypatrywał się cierpliwie całej scenie, również powstał i włączył się do dyskusji. Próbował przywołać zebranych do porządku, uspokoić ich jakoś. Niezbyt mu to jednak wychodziło. Z jego okrzyków wyłapałem jakże słuszny fragment:

- Wy się kłócicie, a Sauron rośnie w siłę. Zniszczy nas wszystkich!

Skoro o sile mowa, czas pchnąć wydarzenia do przodu. Złapałem ponownie kontakt z niziołkiem. Stawiał przez chwilę nieporadny opór, ale w końcu uległ.

- Ja to zrobię – ogłosił cicho, a zobaczywszy, że nikt nie zwrócił na niego uwagi, podszedł bliżej i nadał swojemu głosowi bardziej zdecydowany ton. – Ja to zrobię! – zawołał, a wszyscy natychmiast umilkli. Skierowali na niego spojrzenia pełne przeróżnych emocji. Gandalf zamknął oczy. Na twarzy malowała mu się rezygnacja. Ha! I dobrze, wreszcie się nauczy, że to nie on o wszystkim decyduje.

- Zaniosę Pierścień do Mordoru – rzekł znowu niziołek. – Chociaż nie znam drogi.

Spokojnie, ja mu już ją wskaże. Uśmiechnąłem się w duchu. Nienajgorsza opcja – słaby, mały hobbit. A droga daleka, oj daleka…

- Pomogę ci dźwigać to brzemię, dopóki spoczywa na twoich barkach – rzekł nagle Gandalf, podchodząc i kładąc dłoń na ramieniu niziołka. Mój entuzjazm osłabił się gwałtownie. Czyli jednak nie będzie tak łatwo.

- Jeśli żyjąc lub ginąc, zdołam cię ocalić, zrobię to – oświadczył Aragorn, wstając. Podszedł i uklęknął przed hobbitem. Niedobrze, bardzo niedobrze. Musiałem przyznać, że to nie był słaby człowiek.

- Masz mój miecz – dodał.

- I mój łuk – stwierdził Legolas. Nie lubię elfów. Wspominałem już o tym? Gimli
również się zbliżył.

- I mój topór.

Roztrzaskany…

- Nasz los jest w twoich rękach. Skoro taka jest wola rady, Gondor ją wesprze – oświadczył Gondorczyk, postępując o krok w ich stronę. Nie wzbudzało to mojego protestu. Być może warto mieć tego człowieka na podorędziu.

- Ej! – rozległ się pisk, a zza rośliny w rogu pomieszczenia wyskoczył kolejny hobbit. – Beze mnie nie pójdzie! – ogłosił buntowniczo. A kogo to obchodzi? Bynajmniej nie mnie. To raczej nie będzie istotny element tej wyprawy.

- Widzę, że trudno was rozdzielić, mimo że to jego, a nie ciebie, wezwano na tajną naradę – powiedział Elrond. Uśmiech błąkał się mu na ustach. Nie rozumiałem tego. Nad czym się tu rozczulać?

Nagle zza kolumn przy drzwiach wypadli dwaj kolejni hobbici. Znowu. To się robiło nużące. Chociaż muszę przyznać, ze mina Elronda była warta zobaczenia. Wyglądał, jakby go zamurowało.

- My też pójdziemy. Albo wsadźcie nas do worka – zażyczył sobie jeden z niziołków. - Przyda się ktoś rozumny podczas tej… misji… wyprawy… tego czegoś – dodał. Na twarzy Gandalfa zagościł wyraz podobny do tego, który malował się wcześniej na obliczu władcy Rivendell.

- Czyli ty odpadasz – zwrócił uprzejmie uwagę milczący dotąd hobbit swojemu towarzyszowi. Spodobało mi się to stwierdzenie. Tak po prostu.

Elrond tymczasem namyślał się nad czymś głęboko. W końcu zabrał ponownie głos.

- Dziewięciu piechurów… Niech tak będzie. Tworzycie Drużynę Pierścienia! – rzekł uroczyście. Cóż za oryginalna nazwa! Chociaż był w niej pewien sens. Drużyna Pierścienia. Moja drużyna.

Byłem lekko zirytowany. Nie wszystko poszło dokładnie po mojej myśli. Podróż prosto do Mordoru będzie, owszem, łatwa i bezpieczna. Tylko wokoło będzie trochę zbyt wiele przeszkód. Nie mogli wysłać samego niziołka?! Trudno. Będę musiał jakoś sobie poradzić. Na pewno zdołam to zrobić.

Z zadumy wyrwał mnie głos:

- Wspaniale! A dokąd idziemy?

T.L.


Ostatnio zmieniony przez Tina Latawiec dnia Pon 18:05, 29 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aeria
Szara Eminencja


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1415
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gondor

PostWysłany: Śro 21:28, 19 Maj 2010    Temat postu:

Och Eru, nararada u Elronda napisana z punktu widzenia... Pierścienia Władzy?! Kwikotwórcze.
Cytat:
- Jest tylko jedno wyjście. Pierścień trzeba zniszczyć – oświadczył. Spojrzenia wszystkich przybyłych znowu skierowały się na mnie. Dominowały w nich lęk i niepewność. Tak… Patrzcie i bójcie się. Macie czego!

To znaczy… Co on powiedział?!

To mnie całkowicie rozwaliło. Świetne. <spadła z krzesła, trzymając się za bolący ze śmiechu brzuch>
Cytat:
Zniszczyć. Cóż za okropne słowo! Przynajmniej wtedy, gdy odnosi się do mnie.

Och, albo jeszcze to:
Cytat:
Ale co słyszy? Podejrzewam, że brzmi to podobnie do „Ghhhaaa!”. Nie byłby to w pełni zadowalający mnie dźwięk, ale niestety nie miałem na to większego wpływu.

I to <próbuje powstrzymać kolejny atak śmiechu>
Cytat:
Nie lubię elfów. Wspominałem już o tym?

Inteligentny, nieco egoistyczny Pierścień, czego chcieć więcej, aby dostać głupawki? 'Spodobało mi się to. Tak po prostu.' ;]

A.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lalaith
Slashynka Czarodziejka


Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2704
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dorlomin

PostWysłany: Wto 10:34, 01 Cze 2010    Temat postu:

AAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, i ja tego jeszcze nie skomentowałam? Eru, Tinuś, błagam o wybaczenie! I od razu mówię, że ten komentarz nie będzie miał śladu konstruktywności.

Przecież to jest cudownie; kocham, naprawdę kocham Twojego Saurona, jego podejście, jego refleks, jego przemyślenia... No całego go po prostu uwielbiam <3 Narada sama w sobie nudzi mnie niezmiernie, ale Twoja wersja jest po prostu przewspaniała. Szkoda, że Jackson takiej nie nakręcił XD

Hm, perełek cytować nie będę, bo musiałabym przekleić całość^^ Tylko powiem, że jestem wielbicielką Twojego stylu.
I straaaasznie dziękuję za dedykację.

Lai
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eyra



Dołączył: 11 Mar 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 20:53, 19 Mar 2011    Temat postu:

Świetne!!! Rozbawia do łez... Sauron w Twoim wydaniu rządzi! Dzięki Tobie prawie go polubiłam Smile Liczę na kolejne opowiadania w tym stylu. Powodzenia!

Ostatnio zmieniony przez Eyra dnia Wto 19:59, 22 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin