Forum Dolina Rivendell Strona Główna Dolina Rivendell
Twórczość Tolkiena
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

[M] Cena przejścia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ariana
Kronikarka z Imladris


Dołączył: 03 Maj 2009
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 1:41, 12 Mar 2016    Temat postu: [M] Cena przejścia

Fandom ostatnio u mnie niezmienny, znów Silmarillion, natomiast tym razem drugi koniec rodziny Finwego. Ot, łateczka do przekraczania Helcaraxe.
Rozważałam wprowadzenie queneyskich form imion, ale zdecydowałam się jednak trzymać konwencji przyjętej w pozostałych fiach, więc w narracji pozostawiłam imiona sindarskie. Tym razem mam dwa wjątki -Lalwende, siostrę Fingolfina, oraz Arakano, jego najmłodszego syna. Wprawdzie HoME podaje sindarską wersję Argon, ale tu zwyczajnie za bardzo kojarzyło mi się z pierwiastkiem.


Cena przejścia

– Elenwe!

Zdumiony Fingon nie zdążył się otrząsnąć, jak dwie sylwetki zniknęły pod wodą, a Turgon już rzucił futro na ziemię i skoczył za żoną i córką.
Lód pod stopami zakołysał niebezpiecznie, elfowie dookoła rozproszyli się w popłochu, byle dalej jeden od drugiego; samotnie łatwiej było balansować na zdradliwej powierzchni, a jedna przypadkowa ofiara nie ciągnęła za sobą wielu innych.

Złowroga, ciemna toń zawirowała, a przez jeden upiorny moment Fingon nie potrafił się ruszyć. Zareagował dopiero po chwili, szybko, instynktownie, jak to starszy brat, gdy wśród nerwowych pokrzykiwań przebił się znajomy głos siostry.

– Irisse, stój! – Złapał ją za ramię, nim zdołała podążyć za Turgonem w tym koszmarnym szaleństwie. – Zostań! – Pchnął ją w stronę Lalwende. – Uważajcie! – Porwał z sań linę i ruszył ku szczelinie, gdzie sylwetka Turgona migotała we wzburzonej wodzie.

Z drugiej strony pułapki Arakano porzucił sanie, które ciągnął i dopadł do wody w kilku długich susach, nie bacząc na to, że w każdej chwili naruszony lód może pęknąć dalej, pochłaniając czy to jego, czy też cenne zapasy. Głowa Turgona wynurzyła się ponownie na powierzchnię, a obok niego mignęła Fingonowi druga, mniejsza, jasnowłosa.

– Łap, Turko! Łap linę! – Z nowym przypływem nadziei rzucił bratu ciężki, sztywny od mrozu zwój. Lina napięła się i natychmiast zaczął ciągnąć; każdy metr w lodowatej wodzie był niemal nie do pokonania, każda sekunda zbliżała nieuchronną śmierć.

– Podaj! Podaj mi ją! – Arakano balansował na krawędzi kry, niebezpiecznie przechylony w stronę starszego brata.

Turgon szarpnął się, futro córki ciągnęło ich w dół, ale zdołał popchnąć dziewczynkę do brzegu. Arakano chwycił ją za rękę i wyszarpnął z wody z lekkością, aż Idril z piskiem znalazła się w górze. Jednocześnie Fingon za to poleciał w tył, gdy naciąg liny spadł gwałtownie.

– Turukano!!!

Arakano cofnął się spiesznie od brzegu, Idril dygotała słabo w jego ramionach.

– Itaril, Itaril. – Lalwende przemknęła zwinnie między saniami, przejęła dziewczynkę od bratanka i razem z Aredhelą zaczęły ją pospiesznie rozbierać ze sztywniejących, mokrych ubrań. Mówiły do niej, jedna przez drugą, ale Fingon nie zwracał na nie uwagi. Ważniejszy był Turgon, wciąż w wodzie, szamotający się między lodowymi odłamkami. Fingon wyłowił cenną linę i zerknął na pływające kawałki lodowych płyt. Gdyby to tylko były kamienie, solidne, osadzone w dnie strumienia... Ale nie, po tych odłamkach nie można było przeskoczyć, nie dało się tak dotrzeć do brata...

– Turukano, wracaj! Łap linę, wracaj! – wołał, ponownie rzucając sznur, tam, gdzie Turgon po raz kolejny zaczerpnął powietrza i zniknął pod wodą.

– Ubezpieczaj mnie! – zażądał Arakano, chwytając mokrą linę i obwiązując się nią pospiesznie. – On nie wyjdzie sam – rzucił do brata i ojca, który zdołał w końcu się cofnąć do rodziny.

– Pomóż mi, Atto. – Fingon przesunął się i dał Fingolfinowi koniec liny, tak, by wspólnie mogli wyciągnąć braci.

Arakano skoczył do wody. W przeciwieństwie do Turgona wciąż był w pełni sił i sprawnie dotarł do miejsca, gdzie starszy brat z trudem wynurzył się z czarnej otchłani. Pochwycił go, szarpiącego się słabo i bełkoczącego coś histerycznie, a Fingolfin z najstarszym synem natychmiast pociągnęli. Arakano pomagał, jak mógł, ale musiał zdać się głównie na rodzinę, gdyż Turgon wciąż z nim walczył.

Dotarli do brzegu, ale cienka, postrzępiona warstwa lodu ułamała się, gdy Arakano oparł brata o krawędź, tak że ten ześlizgnął się pod wodę. Do Fingolfina dołączył Glorfindel, więc Fingon puścił linę i rzucił się ku braciom. Lodowa szczelina szczerzyła złowrogo swe usta, jakby i jego zapraszała, by wpadł i być może za chwilę podzielił z nimi los Elenwe. Fingon spróbował od boku, kawałek kry pękł pod jego stopami, ale zdołał uskoczyć w porę. Musiał to jakoś zrobić, widział, jak Turgon słabnie coraz bardziej, jak przestaje już walczyć z trzymającym go bratem.

Nieco na lewo krawędź szczeliny unosiła się sporo ponad poziom wody, a to oznaczało, że lód był gruby, grubszy niż obok. Fingon przemknął tam, a ojciec z Glorfindelem podążyli w jego ślady szerszym łukiem, holując elfów w wodzie.

– Razem, Finno! – Aredhela nie wiedzieć kiedy znalazła się obok niego i wspólnymi siłami pochwycili skostniałego Turgona. Wysoki brzeg nie był łatwy do pokonania, ale ledwie im się udało, Fingon pozostawił siostrze odciągnięcie brata od wody, a sam wyciągnął Arakano. Pomagając mu utrzymać się na drżących z wysiłku nogach, Fingon odprowadził go spiesznie od zdradzieckiej szczeliny, podczas gdy Fingolfin z Glorfindelem postawili Turgona i na poły nieśli, na poły ciągnęli go do sań, na pewniejszy lód.

– Rozbieraj się, już! – polecił najstarszy z braci, gdy Arakano zatrzymał się i patrzył tępo na odratowanego Turgona. – Arko, słyszysz?! – Zerwał z niego kurtkę, zamarzającą i zmieniającą się w lodową skorupę.

Arakano oprzytomniał i trzęsącymi się z zimna rękami pomagał jak mógł. Obok szamotanina ustała, Turgon przestał się słabo miotać, mokry i upiornie siny w świetle gwiazd. Fingolfin szorował go i rozcierał, otulonego własnym futrem, póki Aredhela nie wyszukała suchych ubrań.

Lalwende siedziała z boku na saniach w rozpiętym futrze, okryta kilkoma kocami. Wewnątrz tak zrobionego kokonu trzymała na kolanach skuloną Idril, tuląc ją do siebie i mówiąc coś cicho. Nawet czubek głowy dziewczynki nie wystawał spod warstw ciepłej odzieży, ale z postawy ciotki Fingon wnioskował, że małej nic nie groziło.

Problem natomiast był, i to spory. Turgon, ledwie złapał oddech, zaczął się wyrywać z ojcowskiego uścisku. Ruch był dobry, pobudzał krążenie w zlodowaciałych kończynach elfa, ale desperackie krzyki brata, żądającego, by go puścić, kruszyły Fingonowi serce. Turgon wyszarpnął się w końcu z ramion Fingolfina, ale zdrętwiałe z zimna nogi zawiodły go i poleciałby na śnieg, gdyby starszy brat go nie przytrzymał.

– Stój, Turko! – polecił stanowczo Fingon i chwycił go za ramiona. Normalnie nie zdołałby go powstrzymać, obaj młodsi bracia byli od niego wyżsi i silniejsi, ale choć teraz desperacka determinacja ciągnęła Turgona ku lodowej szczelinie, zimno wyssało z niego większość sił.

– Już za późno, Turukano – oświadczył bezlitośnie Fingolfin. –Ta woda cię zabije, nie walcz z nami!

– Puść! Elenwe, Elenwe...

– Nie pomożesz już Elenwe, ale Itaril cię potrzebuje!

Fingolfin skorzystał z tego, że kto inny unieruchamiał syna i przytknął mu do ust manierkę z trunkiem, zmusił go do przełknięcia kilku łyków. Zszokowany Turgon zachłysnął się, a imię żony, wciąż powtarzane raz za razem, przeszło nagle w bezsilne łkanie. Opór zelżał.

– Przykro mi, braciszku – wymamrotał Fingon bratu do ucha, bo mimo różnicy wzrostu Turgon oparł się nagle o niego, zupełnie bez sił, mokre, zlepione w lodowe strąki włosy zakłuły go w policzek. Fingon wrócił do rozcierania bratu ramion, gdy tylko zyskał pewność, że ten nie wyrwie mu się więcej. Turgon stał tylko i szlochał bezradnie, a Fingon nie mógł zrobić nic więcej, poza próbą przywrócenia krzty koloru jego sinym wargom, odrobiny ciepła dłoniom.

Ponad cichym szlochem Turgona przebił się nagle wysoki głos; zwyczajny, rozżalony dziecięcy płacz. Młodszy brat Fingona drgnął w jego uścisku, oprzytomniał trochę, a w szarych oczach błysnęło niedowierzanie. Wysunął się z ciepłych ramion, postąpił w stronę ciotki. Zdrętwiałe nogi nie chciały go nieść, więc Fingon podparł go i pociągnął aż do córki. Idril płakała w ramionach Lalwende, co rusz wyglądając przez szparę między kocami. To sprawiło, że Turgon opanował się trochę i już bez protestu pociągnął łyk z podanej manierki.

– Musimy iść dalej. – Fingolfin skrzyżował ponure spojrzenie z najstarszym synem. Tak oni dwaj, jak i Arakano, nie spuszczali Turgona z oczu, gotowi go powstrzymać, gdyby spróbował zrobić coś nierozsądnego. Wyglądało jednak na to, że zrezygnował z samobójczych poszukiwań, a silne ramię starszego brata przytrzymujące go w pionie przypominało mu, że nie ma dość sił na akcję ratunkową, która nie przyniosłaby skutków; Elenwe była już w salach Mandosa, daleko stąd.

– Słyszysz, Turko? – Fingon popchnął łagodnie brata, naciągnął mu w końcu kaptur na głowę. – Idziesz ze mną – zadecydował.

Turgon pokiwał głową w otępieniu, ale zaraz obejrzał się na córkę. Fingolfin uprzedził jego zamysły, pochylając się nad siostrą i ostrożnie przejmując od niej wnuczkę. Idril wtuliła się w niego, zniknęła cała pod obszernym płaszczem dziadka. Arakano wrócił do swoich sań, Lalwende i Aredhela zajęły się drugimi, pozostawiając Fingonowi zaopiekowanie się bratem.

– Chodź. Trzeba ruszać.

Turgon poszedł bezwolnie, tak jak oni wszyscy, przed siebie, dalej w niekończącą się noc na śnieżnej pustyni. Za nimi pozostała szczelina, jedna z wielu. I kolejna ofiara złożona na zimnej drodze ku nieznanym lądom.



Ściągawka
Lalwen - najmłodsza siostra Fingolfina, są o niej w HoME dosłownie dwa zdanka
Arakano - najmłodszy syn Fingolfina
Itaril - Idril
Irisse - Aredhela
Powrót do góry
Zobacz profil autora
die Otter
Jeździec Eomera


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 1913
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze stepów Rohanu

PostWysłany: Sob 22:11, 12 Mar 2016    Temat postu:

No popatrz, myślałam sobie ostatnio, jak to by było fajnie, jakby Arianka napisała coś o Helcaraxe, a tu proszę, Arianka wzięła i napisała! XD

Tak jak Turgona nie lubię, tak tutaj strasznie mi go szkoda. I tak sobie myślę, kto wie, może on właśnie w Valinorze jeszcze nie był takim upartym, nadętym idiotą? Może to, co przeżył właśnie w tym momencie, tak wpłynęło na jego późniejszy charakter i zachowanie? Wobec Feanorian na pewno, ale ogólnie może także? Tak czy inaczej, tu jestem skłonna go polubić. I w ogóle tak jakoś przeżywałam ten tekst razem z nimi wszystkimi. Biedactwa, gupi Feanor ich na to skazał, pff! XD

Poza tym tak sobie myślę, że Feanorian już przez ciebie uwielbiam i wiem o nich naprawdę dużo, więc fajnie móc się doedukowywać też na temat Fingolfina i rodzinki. Aluzja taka: napisz o nich coś jeszcze XD Bo na przykład cieszę się, że dzięki tobie dowiedziałam się o istnieniu Lalwen i Arakano (Arakana? to się jakoś odmienia? XD), ale jednocześnie od razu zapragnęłam przeczytać o nich coś więcej. A twojego Fingona to już zawsze mi mało.

Podsumowując: kocham, kocham, kocham! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dolina Rivendell Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin